• Zaloguj Zarejestruj

    Zbieraj

    Nagrody

    Społeczność

    Jak to działa

    Wejdź na nową stronę do zarabiania - Earnweb.com

    Oceń artykuł "Seven the days gone long w natarciu"

    (5/5) 1 ocena
    czarek_pieczarek, 4 lutego 2018 19:34

    Seven the days gone long w natarciu

    Recenzja gry seven the days gone long

    Zasiadając do tej gry, byłem dobrej myśli zważając na fakt ,że Fool's Theory jest nowym Polskim studiem i miałem co do nich i ich produktu wielkie nadzieje. Przezornie poczekałem odpowiedni czas od premiery, zważając na fakt iż ludzie zwracali uwagę na naprawdę dużą ilość błędów w grze. Niestety w końcu nie wytrzymałem i ją zakupiłem. 

       Seven The Days Gone Long to gra RPG z rodzaju skradaj się, okradaj i zabijaj po cichu z rzutu izometrycznego. Brzmi znajomo ? No właśnie. Zachęcony zwiastunami, zasiadłem do gry i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to naprawdę niewielka waga gry.  Spodziewałem się przynajmniej 10 GB a tu się okazało ,że jest ona znacznie mniejsza. Już sam ten fakt nie wróżył jej dobrze. Czas gdy dobre gry ważyły po 2-3 GB minął z 10 lat temu i obawiałem się co tam zastanę. 
       W grze wcielamy się w mistrza złodzieji Teriela, który planuje skok na rezydencję jakiegoś bogatego nooba ,który postanowił nam oddać łaskawie swój skarb. Po przeprawie przez rzesze strażników i dostaniu się do środka oraz znalezieniu tajnego przejścia, dochodzimy do skarbca w ,którym ukryty jest super bezużyteczny sześcian. Jak się okazuje nie lubi być tykany ponieważ przy próbie zabrania go. Wyskakuje z niego sztuczna inteligencja zwana przez Teriela demonem i go opętuje. Po całej tej akcji budzimy się na imperialnym sterowcu ,który wiezie nas na więzienną wyspę. I tak z pro playera zamieniamy się w frajera.
       W tym miejscu miałem nadzieję na jakieś wyzwanie jednak się myliłem. Pierwsze co mnie w grze urzekło to.... bugi. Tak wszędzie błędy. W ciągu pierwszych dwóch godzin gry zdążyło mnie z niej wyrzucić dwa razy z bliżej nieokreslonym błędem. Na szczęście łatwo się nie poddaję. Odpaliłem ponownie grę i wkroczyłem do miasta. Okazało się ,że prawie wszystko co znajdujemy i zdobywamy to jakieś niepotrzebne śmieci ,które przydają się tylko do wytwarzania modyfikacji dla naszych przedmiotów oraz ulepszania stanowisk crafterskich. No nic. Postanowiłem zabawić się w złodzieja i obrobić parę domów.... Główny problem polega na tym ,że w sumie to nie ma nic cennego co by można było ukraść. To tyczy się również npców. Nie dość ,że nie mają prawie nic interesującego to jeszcze ich zainteresowanie skradającym się typem z robo okiem jest prawie zerowe. Tak można prawie bezkarnie obrabiać każego. Czasem ktoś się połapie ,że coś się dzieje ale wtedy wystarczy odbiec kilkanaście metrów i masz spokój. 
       Kwestia walki wcale nie jest lepsza. Dostałem się do strefy zastrzeżonej w mieście. Zrzuciłem z murów strażnika w ulepszonej zbroi i siup. Już biegałem w niebieskim pancerzu z świetnym mieczem i ciężkim karabinem plazmowym. Wyszedłem za miasto aby się trochę powozić jak Seba po osiedlu i tak też się czułem. Gdyż każdy przeciwnik ,którego spotykałem okazywał się biednym studentem z zerową chęcią do walki. Nie dość ,że potwory padały na 4-6 ciosów to jeszcze ich skrypt walki jest strasznie zbugowany. To chwilę się z tobą poganiają, to ignorują, to znowu biegną w zupelnie przeciwnym kierunku. Skonsternowany tym wszystkim ruszyłem z fabułą. 
       No i tutaj wcale nie jest lepiej. Zadania są płytkie i bez wyrazu. Pastelowa grafika wcale nie pomaga. Wręcz obdziera grę z resztek klimatu. W pewnym momencie musiałem zdobyć ze złomowiska jakiś cyber złom ,który koniecznie chcieli dostać również technomagowie (taki typ człowieka uzależnionego od dzióbka i selfie ale 4000 lat później) Zapewne w domysle gry miałem unikać walki z nimi i zdobyć poszukiwaną technologię jak na prawdziwego mistrza złodzieji przystało.... Może i tak bym uczynił ale kapsuła desantowa nawet się nie otworzyła i wszyscy strażnicy utkneli w pułapce. W tym momencie rąbnąłem głową w blat biurka i zastanowiłem się dokąd ta gra zmierza. Moją ostatnią nadzieją była walka z pierwszym bossem ,którego spotkałem w grze gdy wpadłem przez przypadek do gniazda pająków.... Wcale nie było lepiej. W pancerzu strażnika ,który zdobyłem i z bronią ,którą miałem zabiłem go bardzo szybko. Niestety miecz ,którym gra mnie nagrodziła za zabicie wroga też nie zachwycał (sprzedawcy w mieście mieli podobne)  Muzyka również nie zachwyca. Bezpłciowe utwory lecące w tle. Nie dość ,że gra nie jest kompletnie warta swojej ceny (zdobyłem egzemplarz za 44 złote) to jeszcze powinna być w wczesnej fazie bety ponieważ produkt ,który dostajemy, tak naprawdę nie różni się niczym od masowo wypuszczanych kotletów z USA czy Azji. 
       To co zasługuje na uwagę to nietypowy system rozwoju postaci. Nie ma tutaj czegoś takiego jak doświadczenie i poziomy. Całość opiera się na zdobywaniu nowych umiejętności oraz schematów do ulepszenia ekwipunku ,który jest rozsiany po całym świecie gry. 
    Podsumowując:

    Plusy:
    + Może za pół roku ta produkcja będzie grywalna
    + Można poskakać na głowę npcom (prawie jak asasyn)
    + Jeśli ktoś lubi eksplorację to znajdzie tu coś dla siebie
    + Schematy oraz umiejętności poukrywane na całej wyspie

    Minusy:
    - Płytka muzyka
    - Płytka fabuła (kompletne zero zaskoczenia w trakcie gry)
    - Poziom trudności przedszkolak
    - Grafika kompletnie nietrafiona
    - Rzut izometryczny bardziej przeszkadza niż pomaga ze względu na wielopoziomowość terenu
    - Blędy. Wszędzie błędy... 

    Oceń artykuł Seven the days gone long w natarciu

    (5/5) 1 ocena

    Komentarze

    fajne

    8 lutego 2018 07:24
    0

    super

    7 lutego 2018 14:20
    0

    Super !!!!

    10 lutego 2018 07:28
    0