King's Quest przez lata wyznaczał trendy, by - przy okazji wydanego w 1998 Mask of Eternity - ślepo za trendami podążyć. I polec. Wzorem innych przygodowych celebrytów (Broken Sword, Gabriel Knight) uznana seria point'n'clików próbowała przenieść się na trójwymiar i popełnić mezalians z grami akcji. Upadła wówczas tak boleśnie, że trzeba jej było niemal dwóch dekad, by wreszcie się podnieść.
Ale w tym jej "dźwiganiu się" niewiele jest poszanowania dla szlachetnej spuścizny. Centralną postacią zostaje król Graham który opowiada wnuczce Gwen opowiści z czasów niesłusznie minionych. Tedzieją siępomiędzy scenariuszami kanonicznych fabuł Sierry, nawiązując do nich bardzo nie inwazyjnie. Takie tam - na pałacowych arrasach pojawiają się dawne grafiki koncepcyjne, nikiedy którejś z postaci wymskien się anegnotka z czarów To Heir Is Human. Jest też kilka okazji, by prostagonistę uśmiercić, co stanowiło niegdyś znak rozpoznawczy sierrowych " misji" (także Police czy Space Questów).
Sekwencje shooterowe, QTE, epizodyczność i nieliniowość to jużjednak signum temporis. Tyle że tak dobrze wykorzystane, że tak dobrze wykorzystane, iż pilota serii nagrodziłbym oceną 8/10. I wypad ami tę notę podtrzymać, a nawet umocnić swoje stanowisko. O ile pierwswzy odcinek miał bardzo oldskulową strukturę (z kilkoma realizowanymi równolegle, dużymi wyzwaniami), częstował masą przedmiotów do wykorzystania i paroma całkiem kreatywnymi łamańcami głowy, dwa kolejne różnią się od niego w sposób fundamentalny.
Plusy:
+przepiękna, disneyowa ścieżka dzwiękowa
+śmieszny, wzrusza, tumani, przestrasza
+bardzo różnorodna budowa kolejnych odcinków
+niby korzysta z tych samych środków co Telltale, ale robi to lepiej
+ taka obsada, że klękajcie narody
Minusy:
-za porsta
-wyprzedłużana spacerami
-odcinki 2 i 3 choć ciekawie zbudowane, są jednak krótsze od pilota