Myślę, że większość z Was słyszała zapewne o serii S.T.A.L.K.E.R.. Jeżeli nie, to pokrótce: jest to trylogia gier z gatunku FPS z elementami RPG oraz survival horroru, której akcja osadzona jest w okolicach wokół Elektrowni Atomowej w Czarnobylu, zwana potocznie Zoną.
Seria pomimo tego, że nie odniosła medialnego sukcesu na miarę innych ówczesnych produkcji, zaznaczyła się wyraźnie w świadomości graczy i wprowadziła nowy (choć poboczny) trend wśród producentów graczy, którym podążali twórcy choćby Survarium, Atom RPG, Will to Live czy Escape from Tarkov (zresztą tej kwestii można by poświęcić osobny artykuł). Do tego samego nurtu należy właśnie gra Fear the Wolves - owoc pracy studia Vostok Games (twórców także przed chwilą wymienionego przeze mnie Survarium), których pracownicy wywodzą się z studia GSC Game World odpowiedzialnego za serię S.T.A.L.K.E.R.
Cała produkcja łączy w sobie elementy znane dobrze z pierwowzory, to jest post-apokaliptyczny klimat oraz elementy takie jak zabójcze promieniowanie czy zmutowane zwierzęta, które wplecione są w popularny i niezwykle głośny w zeszłym roku tryb battle royale. Niezależnie od tego, czy należysz do miłośników czy też stanowczych przeciwników tego rodzaju rozgrywki - koncepcja deweloperów z Vostok Games brzmi ciekawie i z pewnością jest w stanie zaintrygować gracza obeznanego zarówno z grami battle royale lub klimatem charakterystycznym, ciężkim klimatem charakterystycznym dla S.T.A.L.K.E.R.-a. Jak się niestety okazało, produkcja nie osiągnęła sukcesu, a obecnie serwery gry goszczą maksymalnie zaledwie paręnastu graczy jednocześnie. W tym artykule skupię się właśnie na przyczynach, przez które Fear The Wolves niestety okazało się niewypałem.
Kiepski start
Gra Fear The Wolves przed premierą oficjalnej, pełnej wersji na platformie Steam, została udostępniona graczom w tzw. fazie Early Access, która wśród wielu nie kojarzy się zbyt dobrze i nic dziwnego - FTW w dniu premiery było swego rodzaju technicznym potworkiem, w którym zawodziło wiele. Wymienianie wszystkich niedoskonałości mogłoby zająć wiele czasu, dlatego przytoczę te najważniejsze: komiczne błędy towarzyszące nam od pierwszej fazy gry - wyskoku ze spadochronem (blokowanie się w ścianach oraz dachach, bez możliwości odpięcia się od spadochronu), koślawe AI wilków (a sama obecność elementów PvE miała wyróżniać grę na tle innych Battle Royale), źle wykonane hitboxy które bywały wielokrotnie powodem kuriozalnych sytuacji, a przede wszystkim - bardzo przeciętna oprawa graficzna której towarzyszyła bardzo zła optymalizacja. Wszystko to w połączeniu mogło odstraszyć potencjalnych nabywców i sprawić, że produkcja nie jest obecnie synonimem solidnie wykonanej gry. Na szczęście, gra doczekała się gruntownych zmian, a wraz z wyjściem z Early Access większość z tych problemów została zażegnana, jednak zmiany te nie spotkały się z wielkim gronem odbiorców, ponieważ większość najzwyczajniej w świecie przestała grać.
Kopiowanie S.T.A.L.K.E.R.-a?
Argument jest ten mocno ryzykowny i można by o nim dyskutować, jednak w pewnej części pokrywa się z prawdą - Vostok Games wydaje się cały czas próbować uszczknąć trochę prestiżu z, w pewnym stopniu kultowej już, otoczki wokół S.T.A.L.K.E.R.-a. Oczywiście, sam klimat post-apo o tym świadczy, jednak należy zauważyć, iż poprzednia gra którą zajmowało się studio, to jest Survarium, również obracała się w tej sferze i również czerpała w pewnym stopniu ze swojego pierwowzoru. W Fear The Wolves możemy natknąć się na wiele wspólnych z protoplastą elementów - miejsce akcji, klimat (który został odtworzony raczej nieudolnie), czy śmiercionośne otoczenie (anomalie, szkodliwe promieniowanie oraz zmutowane zwierzęta). Kolejnym oczywistym nawiązaniem jest napis “CHEEKI BREEKI” który ukazuje się zwycięskiemu graczu pod koniec meczu, który u jednych może wzbudzać sympatię, zaś u innych jedynie uśmiech politowania…
Po prostu kolejny Battle Royale na rynku
Okres w którym zapowiedziano Fear The Wolves był okresem, w którym większość społeczności jednogłośnie zgodziłaby się, że rynek gier Battle Royale jest już przesycony i brak jest zapotrzebowania na kolejną grę z tego gatunku, kiedy można wybierać z tytułów wciąż utrzymujących się w ścisłej topce jak Fortnite, PUBG, Ring of Elysium, czy tryb Blackout w Black Ops 4 którego premiera odbyła się parę miesięcy później. Przekonaniu temu zadał kłam fakt głośnej premiery nowego tytułu wydanego przez Electronic Arts - Apex Legends, który cieszył się wielkim zainteresowaniem wśród graczy. Ten wyjątek jednak zdaje się potwierdzać regułę - by zaistnieć na rynku, producent musi wykazać się dużą kreatywnością i pomysłem, oraz w pewnym stopniu “zrewolucjonizować” gatunek, co niestety nie udało się w przypadku Fear The Wolves. Na nic zdały się nowe elementy, jak choćby walka z otoczeniem (a czego nie uświadczymy w większości z tego typu produkcji), czy potrzeba zdobycia wyposażenia chroniącego przed promieniowaniem. Elementy te nie wyróżniają się wystarczająco mocno w czasie rozgrywki, a poza nim, gra wydaje się po prostu kolejnym, generycznym Battle Royale nie wyróżniającym się absolutnie niczym, a do tego niekoniecznie dobrze wypełniającym podstawowe założenia gatunku. Przez większość rozgrywki jedynym zagrożeniem dla gracza jest promieniowanie oraz adrenalina, które popychają nas w głąb strefy ognia. W ciągu kilku meczy które miałem (lub też nie) przyjemność rozegrać w czasie darmowego weekendu (który co ironiczne, był jedynym momentem, kiedy gra osiągnęła pułap większy niż 400 graczy, oraz jednym z niewielu, kiedy było ich więcej niż 150), zdarzyło mi się zabić jedną osobę, zaś napotkałem może góra pięć, z czego większość dopiero w końcowej fazie rozgrywki, zaraz przy strefie ewakuacji. Oczywiście, fakt ten można uzasadnić samym klimatem opustoszałej, ponurej Strefy Wykluczenia, jednak przez to sama rozgrywka staje się zwyczajnie nudna i opiera się jedynie na zbieraniu wyposażenia oraz leczeniu obrażeń otrzymanych od promieniowania oraz wilków.
Historia Fear The Wolves niestety nie obfituje w szczęśliwe epizody. Produkcja od samego początku sprawiała wrażenie nieprzemyślanej, a momentami towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że twórcy nie mają żadnego pomysłu na grę, a jej kariera zakończy się szybciej, niż się rozpoczęła. Jakie będą jej losy? Ciężko powiedzieć, jednak odnoszę wrażenie, że jej przyszłość nie maluje się w zbyt różowych barwach. Możliwe, że twórcy posuną się do radykalnego rozwiązania, to jest przejścia na model free-to-play, by tylko utrzymać się na rynku. Jednak, co potem? Czy gra pójdzie w ślady niesławnego Lawbreakers? A może twórcy jednak zdołają podźwignąć swoją grę z kolan i zdobyć szersze grono odbiorców? O tym możemy się przekonać już wkrótce.
Może być.
pójdzie.Spoczko artykuł
Bo taka jest prawda. Czas gdy można było się wybić na battleroyalach już minął. Musiałby powstać nowy rodzaj gry znowu.
Dobrze wykonany artykul daje 10/10 :)
Słaba gra i tyle
jest ok
spoko artykuł
Ileż można gry na jedno kolano
Fajny artykuł :D
Fajny artykuł.