Po dobrze przyjętych Więzach Krwi, wrocławskie studio niespodziewanie zafundowało fanom trzecią odsłonę Call of Juarez, o podtytule The Cartel. Jak z samej nazwy można zgadnąć twórcy podjęli próbę opowiedzenia problemów związanych z kartelem narkotykowym. Czy wyszło im to na dobre ? Na wstępie mogę powiedzieć, że nie i ta recenzja z grubsza będzie wytykała błędy tej produkcji, bo pozytywnych aspektów jest tu niewiele.
Zacznijmy od początku czyli od fabuły, jak już wspomniałem wcześniej gra skupia się na walce z kartelem narkotykowym, który na domiar swego dokonał zamachu na rządowy budynek. Do rozwiązania tej sprawy oraz do zlikwidowania nielegalnej działalności zostają powołani agenci specjalni. W ich skład wchodzi Kim , Eddie Guerra oraz Ben McCall.
Zaczynając przygodę mamy stoi przed nami wybór, którą z trzech postaci chcemy grać, niby powinny się one od siebie diametralnie różnić m.in. osobowością, bo przecież tak gra nam ich przedstawia, a co dostajemy? Bezpłciowe postacie, z tępą osobowością i żadnym wyrazem siebie.
Mechanika jest tu banalnie prosta i w sumie skupia się to tego do czego przyzwyczaiła nas większość shooterów, czyli strzelamy, idziemy, strzelamy, coś rozwalamy i znów idziemy i tak przez kilka godzin po czym nasze oczy zawitają napisy końcowe. Prosty schemat, wykorzystywany w wielu udanych produkcjach, no niestety Call of Juarez: The Cartel do takich nie należy. Feeling strzelania znikł, zanim się w ogóle pojawił, nawet przewijające się gdzie niegdzie cycki nie były na tyle dobrze zrobione, aby przykuć większą uwagę. Zadania szpiegowskie, jakimi szczycili się twórcy są w skrócie...ekhm słabe. Sprowadzają się jedynie to zbierania specjalnych przedmiotów, w taki sposób aby żaden z naszych kompanów tego nie zobaczył. Może w pierwszej czy drugiej misji wyglądało to interesująco to później osobiście zrobiłem to tylko dla steamowego osiągnięcia, a nie jeżeli dla zabawy. W grze zawarto również taki mały syndrom rywalizacji, a konkretnie co pewien czas na ekranie pojawia się komunikat o dodatkowym zadaniu, przeważnie jest to zabicie określonej liczby osób szybciej niż nasz znajomy. Nagrodą są punkty doświadczenia, dzięki którym w późniejszym etapie gry możemy odblokować lepsze uzbrojenie.
Graficznie to jest tu bieda z nędzą. Lokacje jakie przyjdzie nam zwiedzać są po prostu brzydkie. Zaskoczyło mnie to bardzo bo w grach Techlandu, przeważnie ten aspekt był wykonany bardzo dobrze, a tu jak widać panowie zapomnieli odrobić prace domową. Mimo że wygląd głównych postaci został wykonany z dbałością o szczegóły to przeciwnicy to banda klonów. Odgłosy strzałów i wybuchów to niższa półka. Podsumowując na stronie audio wizualnej gra leży i kwiczy.
W tryb wieloosobowy grałem może 10 minut, po prostu nie mogłem wytrzymać krzyków i wrzasków, które wydawali inni gracze na serwerze. Chcąc ich wyciszyć, nie znalazłem takowej opcji. Skandal. Na tym moja przygoda w sieci się skończyła i jakoś wcale nie żałuje.
Kończąc moją recenzje, chciałbym tylko pokrótce powiedzieć, iż do zagrania w tą grę skłoniły mnie jedynie dwa argumenty. Pierwszym z nich było to, iż The Cartel dołączony był do czasopisma CD-action, więc grę dostałem prawie za bezcen oraz możliwość pogrania z przyjacielem w kooperacyjną kampanie. Mimo to gra nie jest godna zainteresowania. Polecam zaopatrzyć się w drugą odsłonę serii, a także w ostatnią o podtytule Gunslinger.
Ocena 4/10
dobre
Dobry artykul, w miare dopracowany, aczkolwiek brakuje paru watkow dot innej strony medalu, ta gra od 1 czesci to... rh sprawdzcie sami
Całkiem fajny ;(
Ok
spoko
Spoko
nawet spoczko artykuł
jak dla mnie grra jest nudna
ok