• Zaloguj Zarejestruj

    Zbieraj

    Nagrody

    Społeczność

    Jak to działa

    Interested in getting rewards for free?
    $5 for every new user with code: EARNWEB5
    Register in browser or download mobile app to redeem your bonus:
    Register Download
    Earnweb QR

    Oceń artykuł "Assassin’s Creed Valhalla - recenzja"

    (4.53/5) 74 ocen
    Maharadza, 15 lutego 2022 21:44

    Assassin’s Creed Valhalla - recenzja

    Historia zaczyna się w drugiej połowie dziewiątego wieku. Dziecko o imieniu Eivor traci rodziców w wyniku ataku wrogiego klanu na norweską wioskę wikingów. Płeć Eivora gra pozwala wybrać i ja będę używał w recenzji formy męskiej, bo taką postacią grałem, ale kanoniczna jest raczej Eivor-kobieta - co gra sugeruje kilka razy. W tym - jeden element fabuły nie ma żadnego sensu kiedy gramy facetem, ale tego wyjaśniać nie będę z uwagi na spoilery. 

    Zatem Eivor traci rodziców, dorasta, mści się, a wkrótce potem pewien król doprowadza do zjednoczenia Norwegii, czyniąc lokalne plądrowanie i łupienie niezbyt akceptowanym społecznie. Eivor - jak każdy zdrowy wiking w młodym wieku - ma silną potrzebę najeżdżania, mordowania i palenia, więc wyrusza na wyprawę razem ze swoim przyszywanym bratem Sigurdem, paczką znajomych i przyjaciół oraz dwoma importowanymi z południa Asasynami. Wypływają do Anglii, bo tam nikt - poza lokalną ludnością - nie spojrzy na nich krzywo jeśli będą łupić i plądrować. I tak oto nasi bohaterowie dopływają do Anglii, zakładają pokojową, miłą osadę ufundowaną ze srebra przekazanego wikingom w datkach przez lokalne opactwa i klasztory podczas charytatywnych zbiórek organizowanych na rzecz skandynawskich imigrantów w atmosferze skwierczących płomieni, rąbiących toporów i wrzasków mordowanych obrońców. Gra ma w tytule Asasynów, więc Eivor szybko napotyka dwóch, a oni - z natury nieufni, broniący swej anonimowości i tajności skrytobójczego stowarzyszenia - wręczają protagoniście ostrze nadgarstkowe, bo to właśnie robią tajne stowarzyszenia - obdarowują swymi atrybutami losowo napotkanych ludzi. Eivor jest wikingiem, więc zakłada ostrze na wierzchu, aby wszyscy widzieli. Do tego przecież służą ukryte ostrza nadgarstkowe. Chociaż mogę uwierzyć, że takie ostrze niezbyt rzuca się w oczy u wikinga dzierżącego ogromny miecz. Takich głupotek mamy tu więcej. Nikt nie chce grać tymi złymi, więc wikingowie są tu przedstawieni jako całkiem mili kolesie, którzy wcale nie przyjechali do Anglii jako krwiożerczy najeźdźcy.

    Assassin's Creed Valhalla (Gra PS4) - Ceny i opinie - Ceneo.pl

    Większość Assassin’s Creed Valhalla to budowanie sojuszy z kolejnymi regionami Anglii - tu posadzimy kogoś na tronie, tam pomożemy nowemu władcy, a jeszcze w innym miejscu wspomożemy ziomków z innego klanu w podpalaniu czyjejś twierdzy. Oczywiście po drodze będziemy też rabować klasztory i rozbudowywać wioskę, zbierać zasoby, aby ulepszyć wyposażenie, kolekcjonować księgi rozwijające zdolności bojowe, a na dalszym etapie - polować na zły zakon proto-templariuszy. No i motywy pradawnych, danikenowskich cywilizacji też się pojawią. Ba, chyba pierwszy raz od czasów Assassin’s Creed III coś ciekawego dzieje się też we współczesnym wątku gry - kiedy to Layla wychodzi z historycznej symulacji. Ale ten element jest nadal mikroskopijnym kawałkiem gry. W celach fabularnych wychodzimy z Animusa dosłownie ze trzy, może cztery razy, a ja - przez te kilka godzin gry - zdążyłem ze dwa razy zapomnieć jak ma na imię główna bohaterka. Niemniej muszę przyznać, że w zasadzie lubię fabułę tego Assassin’s Creeda. Szczególnie pomniejsze historie opowiadane podczas podbijania kolejnych regionów. Nie brakuje tam niełatwych wyborów, bo tu musimy wskazać zdrajcę, w innym miejscu zdecydować kto zasiądzie na tronie lokalnego wodza, a bardzo często decyzję podejmujemy znając tylko część faktów i musimy kierować się intuicją. Niektóre z tych wyborów mają konsekwencje, inne w ogóle nie. W poprzednim Assassin’s Creed Odyssey wybory służyły głównie kreowaniu odgrywanego bohatera lub bohaterki - stanowiły o tym jaką Kasandrą lub Aleksiosem gramy. Tutaj nie tyle określamy charakter Eivora co staramy się znaleźć najlepsze rozwiązanie problemu. Tym samym Valhalla jest mniej grą o odgrywaniu roli, a bardziej grą przygodową. Co w sumie mi nie przeszkadzało. Fajne jest też to, że w niektórych wyborach możemy sobie pomóc na własną rękę - np. szukając zdrajcy w szeregach pewnej przywódczyni, gra nijak nie kieruje nas ku dowodom czyjejś winy, nie oznacza znacznikami istotnych obiektów. Rzuca zaledwie kilka poszlak na naszej drodze i od nas zależy czy wskażemy zdrajcę na wyczucie, czy też przeczytamy znalezione notatki i poszukamy porzuconych na bagnach łodzi, aby je obejrzeć. Tym małym opowieściom nie mogę wiele zarzucić. No, może tylko to, że potwornie nadużywany jest motyw syna, który ma zostać przywódcą po odejściu ojca. Pod koniec te dzieciaki w przedszkolu dla wodzów strasznie mi się myliły. Fajne jest też to, że gra bardzo silnie wykorzystuje nordycką mitologię, bo mamy tu cały segment rozgrywki pozwalający przeżyć kilka mitów. Nie chcę tu zbyt wiele spoilerować, więc powiem tylko, że trochę szkoda, iż nie wykorzystano tych mitów w bardziej kreatywny sposób. W zasadzie otrzymujemy je w oryginalnej, klasycznej formie i nie ma tu takich zabaw z nimi jak w ostatnim God of War. Z drugiej strony szanuję to jak wpleciono te mity w fantastyczny lore świata Assassin’s Creeda.

    Kup Assassins Creed Valhalla PC Game Uplay Key (EU)

    Niestety nadrzędna opowieść gry broni się nieco gorzej. Obydwa zakończenia - to po zamknięciu historii głównych bohaterów oraz to po wykończeniu członków Zakonu są takie, że właściwie nie byłem pewien czy to zakończenia. Brakuje jakiegoś mocniejszego akcentu, punktu kulminacyjnego albo nawet poczucia, że coś się osiągnęło. Ba, gra nie raczy wyświetlić napisów końcowych. Trochę to mdłe po tych kilkudziesięciu godzinach grania. 
    Assassin’s Creed Valhalla zostało zbudowane na fundamencie Assassin’s Creed Odyssey i to bardziej niż wcześniejsze Odyssey czerpało z Origins. Rdzeń zabawy - na pierwszy rzut oka - jest w zasadzie identyczny jak w greckiej historii. Mamy dynamiczną, szybką walkę z lekkimi i ciężkimi atakami, unikami oraz blokami, a do tego możemy korzystać ze specjalnych zdolności. Gramy wikingiem, więc zamiast kopać ludzi w klatę niczym Leonidas mamy inne czynności. Ponownie mamy pasek wytrzymałości, który zużywają bloki, uniki i ciężkie ataki, a ładuje czas i - o dziwo - lekkie ciosy. Tym razem zdolności specjalne wykorzystują oddzielne paseczki adrenaliny. Do tego nasz Eivor jest dwuręcznie uzdolniony, więc może trzymać w każdej dłoni inne narzędzie mordu i o ile oręż w prawej ręce odpowiada za podstawowe ataki, o tyle ten w lewej definiuje specjalne ciosy - przy wielkim mieczu oznacza to szarżę, przy dwuręcznym toporze piruety, małe toporki używane są tu do szybkiego szatkowania, a włócznia pozwala wykonać pchnięcie zakończone szarpnięciem. Ba, pod uzyskaniu pewnej umiejętności nasz wiking traci zdolność czytania instrukcji obsługi na broniach opisanych jako dwuręczne i wtedy możemy biegać np. z wielkim mieczem w jednej dłoni i ogromnym toporem w drugiej - oczywiście kosztem prędkości ataków. Ja bardzo lubię w grach oręż o dużej mocy obalającej, więc to był mój ostateczny styl walki. Dorzućmy do tego zdolności dystansowe oraz możliwość strzelania z trzech różnych typów łuków w słabe punkty wroga - co może go ogłuszyć i pozwala dobić finiszerem, a zarysuje nam się obraz bardzo ładnie rozwiniętego modelu walki. Oczywiście nadal to jest Assassin’s Creed ze swoimi dziwnymi hitboksami, sporą dozą chaotycznego przyklejania się do tego czy tamtego przeciwnika oraz ogólnym brakiem precyzji i sporymi możliwościami nadużywania pewnych technik, ale ja i tak całkiem nieźle się bawiłem, wycinając w pień połowę Anglii. Jest różnorodnie, a brutalność niektórych animacji jest godna opowieści o nordyckich najeźdźcach. Oczywiście nadal możemy się skradać i po cichu likwidować cele, ale te elementy zepchnięto na dalszy plan w jeszcze większym stopniu niż w poprzedniej grze o Grekach. Co ma sens - w końcu gramy wikingiem.

    Assassin's Creed Valhalla review – splendour by brute force | PCGamesN

    Zaskakujące jest to, że po dość systemowym Odyssey w Valhalli zbyt wielu systemów nie ma. Mechanika prowokowania bitew zniknęła. Zamiast tego mamy całkiem fajnie zrobione szturmy na zamki z wyważaniem wrót, niszczeniem balist i opuszczaniem mostów zwodzonych, ale te szturmy to wydarzenia fabularne, a nie powtarzalne, systemowe aktywności. Zrezygnowano tu też z, obecnego w Odyssey, systemu polujących na gracza najemników - inspirowanego systemem Nemezis. Tutaj po mapie kręcą się tylko predefiniowani Zeloci Zakonu będący takimi jakby mobilnymi bossami i chociaż mają oni różne cechy, to nie ma w nich nic systemowego. Ba, nie ma tu też bitew morskich, bo łódź służy jedynie do poruszania się po rzekach, a i nie porywamy ludzi, aby ich rekrutować jak w Metal Gear Solid V i Odyssey. Tutaj wikingowie dołączają do załogi naszej łodzi wraz z postępami fabuły, a jednego Jomswikinga generujemy sobie sami i możemy potem wynajmować napotykane w grze postacie innych graczy. Trochę jak Pionki w Dragon’s Dogma, ale tutaj ten system jest bardzo płytki i pozbawiony znaczenia. W ogóle załoga naszego statku jest używana głównie przy najazdach na opactwa i klasztory. Możemy te przybytki infiltrować po cichu i skrytobójczo likwidować ochronę, ale potem i tak musimy wywarzyć zamknięte drzwi oraz ruszyć wieka ogromnych skrzyń, a tego nie ogarniemy w pojedynkę. No i te najazdy też nie są jakimś rozwiązaniem systemowym - to po prostu kolejna forma czyszczenia lokacji ze znajdziek służących rozbudowie wioski. Aczkolwiek właśnie dodano aktualizacją gry bardziej systemowy tryb najazdów rzecznych, które można powtarzać, wybieramy do nich załogę i jest tam mechanika zarządzania ryzykiem, bo podczas trwającego ataku rośnie poziom trudności, a zgon pozbawia nas łupów, więc musimy decydować kiedy się wycofać. No i możliwe, że te najazdy rzeczne nadadzą sens wynajmowaniu Jomswikingów innych graczy. 

    Assassin's Creed Valhalla Review - CGMagazine

    Niestety Assassin’s Creed Valhalla ma też sporo błędów technicznych. Brzuchomówstwo, czyli postacie zapominające ruszać ustami podczas dialogów, to tu problem powszechniejszy niż w Cyberpunk 2077. Sztuczna inteligencja przeciwników jest w zasadzie bezobjawowa - tzn. brakuje dowodów na jej istnienie. Biegają jak kretyni, kiedy wejdziemy na dach to albo nie potrafią za nami podążyć, albo pchają się jedną drogą i giną kolejno niczym lemingi, które poczuły zew skarpy nad skłębionym morzem. Ale najgorsze jest to, że nierzadko można się naciąć na jakieś popsute skrypty i albo postacie w jakiejś misji zachowują się dziwnie, albo wręcz trzeba wczytać wcześniejszy zapis gry, aby wydobyć się z matni. Ot, np. u mnie coś się popsuło przy wynoszeniu rannych z płonącej wioski. I tak biegam sobie bez końca pośród statycznie szalejących płomieni z poparzonymi wieśniakami, których nikt nie chce przyjąć. Na szczęście Valhalla robi kilka autosejwów wstecz. Optymalizacja też nie zachwyca. Gra pozwala wybrać tryb grafiki lub wydajności na Xbox Series X i nadal wygląda nieźle w tym drugim, a przy tym celuje w 60 klatek na sekundę. Ja tak grałem i grało mi się zdecydowanie przyjemniej, ale mimo wszystko czuć

    Oceń artykuł Assassin’s Creed Valhalla - recenzja

    (4.53/5) 74 ocen

    Komentarze

    Przyjemny artykuł. Ale znowu przydałoby się moim zdaniem więcej akapitów.

    19 lutego 2022 03:15
    0

    Gra jest naprawdę fajna i przyjemna, gdzieś do połowy. W tym momencie staje się coraz bardziej irytująca i męcząca, przynajmniej dla mnie. Mimo wszystko ją ukończyłem, więc nie jest źle. Osoby z lepszą koordynacją ręka-oko, prawdopodobnie poradzą sobie lepiej i końcówka gry nie będzie ich tak męczyć. Ogólnie warto zagrać.

    16 lutego 2022 01:35
    0

    Najlepsza z części, ciekawe połączenie solo bohatera ze świtą wyznawców Nordyckich Bogów. ciekawostką są też starcoa z "Bossami" których możemy znaleźć na mapie świata

    10 sierpnia 2022 22:44
    0