16
0/160
Temu klimatowi wychodzi naprzeciw Dark Dreams Don't Die - diablo nietypowa mieszanka "Detektywa Monka" oraz "Twin Peaks". Śledczy David Young z Bostonu szuka tu ukrytego pod pseudonimem "D" mordercy swojej żony, cofając się w czasie do miejsc związanych ze sprawą - tym razem trop prowadzi go do pełnego podejrzanych osób samolotu, który parę dni wcześniej uległ tajemniczemu wypadkowi. Samo to nie brzmi szczególnie oryginalnie.
Ale... Jest to gra, która dokładnie testuje wiedzę gracza na temat samolotów, od nazwy gazu wypełniającego opony po zaawansowaną terminologię lotniczą. Gra, w której jednym z kluczowych mechanizmów jest podkradanie jedzenia wszystkim pasażerom lotu. Gra, w której absurdalnym scenom walki towarzyszy skoczna przyśpiewka rodem z irlandzkiego pubu, z tekstem "prosto w gardzioł, jeszcze jeden, napier..." Absolutne cudo. Przy okazji, paradoksalnie, gra znacznie bardziej wiarygodna niż cokolwiek, co wyprodukował David Cage i jemu podobni.
Choć rozgrywka nie jest głęboka i całość z pozoru przypomina kolejną produkcję Telltale, ich oryginalność i wpływu na szeroko pojętą immersję nie można przecenić. Nietypowe sterowanie oparte na naśladowaniu ruchów bohatera, sceny akcji działające jak gra rytmiczna, mnóstwo minigier, ciasteczka z wróżbą i tony ukrytej zawartości. To jedyna przygodówka, w której rozdziały powtarzałem kilka razy - bo kostiumy czy różne ukryte questy. Gra pomimo, że nie wszystko współgra ze sobą idealnie, jest bardzo fajna i godna polecenia. Ocena: 9/10
t
m
h
t
l
p
p